Muzyka, tak jak sport, jest świetnym sposobem na relaks.
Jest nośnikiem emocji i środkiem wyrazu.
Muzyka jest dla każdego, bo każdy śpiewać może, a to czy lepiej czy gorzej to już inna kwestia i mało istotna.
W podstawówce zaczęłam grać na flecie.
Jak dla większości pewnie, były to obowiązkowe zajęcia z muzyki. Mi jednak spodobało się na tyle, że poszłam krok dalej i od 7-mej klasy uczęszczałam do szkoły muzycznej na naukę gry na flecie poprzecznym.
Do tego uczyłam się śpiewać ale marnie mi szło.
Pamiętam dyktanda, gdzie pani (fanka chorałów gregoriańskich, których słuchaliśmy z płyt winylowych - heh, klimat był) grała na pianinie trzy dźwięki naraz lub osobno. Naszym zadaniem było zaśpiewać je identycznie. Najpierw miałam same dwóje. Totalnie nie słyszałam co śpiewam. Potem zachorowałam na jakiś czas i aby nadrobić materiał (!) uczęszczałam na korepetycje. Wtedy poznałam dźwięki z zupełnie innej strony, zaczęłam je rozróżniać i nauczyłam się śpiewać na tyle ile pozwalał mi mój talent czyli konkursu karaoke pewnie nie wygram ;).
Po skończeniu szkoły porzuciłam muzykę, choć dobrze wspominam te czasy. Nie gram od wielu lat i nie ciągnęło mnie do tego. Jednak od pewnego czasu coś się zmieniło i czuję potrzebę obcowania z dźwiękiem nie tylko jako słuchacz. Przekonuję się również, że gry na instrumencie można próbować w każdym wieku i to ma na nas bardzo dobry wpływ.
Rozwijamy słuch, umiejętność koncentracji i pamięć. Musimy być cierpliwi i wytrwali. Próby są powtarzalne i do znudzenia ćwiczymy jedną partię, tempo, chwyt aż nie wyjdzie odruchowo i idealnie.
Potem największa próba - wystąpienie. Trema maksymalna.
Oprócz rodzinnych wystąpień, od których stroniłam, miałam egzaminy po każdym semestrze nauki i pracę roczną. Grałam z akompaniamentem, ale nie rozwinęłam swojej wyobraźni muzycznej na tyle, aby przystąpić do jakiejś grupy lub wykorzystać instrument do niestandardowej gry.
Dlatego bardzo podoba się to co zrobiła Annie Wu. To bardzo ciekawa forma wykorzystania fletu poprzecznego, który jest niezwykłym instrumentem o wielowiekowej historii i tradycji.
Gdybym teraz była adeptem tej sztuki to moje losy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej ;).
Na koniec obrazek, który mam od lat i nie stracił ani trochę na swoim uroku.
btw piękny motyw na tatuaż ;).
Everybody was Kung Fu Fighting.
W zdrowym ciele zdrowy duch.
Przysłowie stare, dobrze znane a totalnie zaskakujące jak się człowiek ruszy i trochę poćwiczy.
Od razu jest lżej na duchu bo pupa mniej ciąży, krew krąży szybciej a umysł odpoczywa koncentrując się na ruchu.
Sprawność, gibkość i elastyczność daje poczucie swobody i wpływa na wiele aspektów naszego życia. Warto się zmotywować i odłożyć na bok wymówki.
W swoim życiu uprawiałam kilka sportów. Szkoda, że teraz nie mam więcej czasu, najlepiej całego dnia, na taką aktywność. Gdybym znowu miała naście lat to wiedziałabym co zrobić z tym wolnym czasem, który zmarnotrawiłam na lenistwo czy picie piwa na plaży ;). Teraz muszę coś wybrać i zdecydować się na jakąś formę aktywnego wypoczynku a opcji nie brakuje.
Lubię sporty dynamiczne, celowe, praktyczne zawierające element przygody, podróży, poparte tradycją, filozofią i skupiające uprzejmych ludzi szanujących zasady sportu, klubu i członków grupy. No i efekty powinny być w miarę szybko (wiadomka :) ).
Na te potrzeby odpowiedziały mi chińskie sztuki walki.
Oprócz ładnej sylwetki nabywa się porządne kopnięcie i kawał dobrej literatury.
A dziewczyny takie jak Chloe Bruce czy Nikki Stanley inspirują i utrzymują moją zajawkę do takiej aktywności na wysokim poziomie.
Wielu dziewczynom wydaje się, że to typowo męski sport. No, mają rację bo wiele sztuk jest wymagających fizycznie i kontaktowych, choć nawet dla delikatnych niewiast znajdzie się coś odpowiedniego typu Tai Chi.
W sportach walki fascynuje mnie umiejętność kontroli nad ciałem i umysłem. Sama tego doświadczyłam na treningach pokonując kolejne, wewnętrzne bariery. Zdziwiłam się jak sprawność fizyczna podnosi poziom komfortu we własnym ciele. Jest to też sposób na wyrażenie siebie w formie, ruchu i ekspresji. Trochę jak taniec ale najpierw trzeba opanować kroki i wypracować odruchy.
Pozbieranie się z kanapy to pierwszy krok i potem.. wcale nie jest łatwiej ;) ale to też część treningu.
Motywacja pozwala zacząć ale to nawyk pozwala wytrwać.
Trenujmy więc każdego dnia :).
Show by Cloe Bruce ♥
Przysłowie stare, dobrze znane a totalnie zaskakujące jak się człowiek ruszy i trochę poćwiczy.
Od razu jest lżej na duchu bo pupa mniej ciąży, krew krąży szybciej a umysł odpoczywa koncentrując się na ruchu.
Sprawność, gibkość i elastyczność daje poczucie swobody i wpływa na wiele aspektów naszego życia. Warto się zmotywować i odłożyć na bok wymówki.
W swoim życiu uprawiałam kilka sportów. Szkoda, że teraz nie mam więcej czasu, najlepiej całego dnia, na taką aktywność. Gdybym znowu miała naście lat to wiedziałabym co zrobić z tym wolnym czasem, który zmarnotrawiłam na lenistwo czy picie piwa na plaży ;). Teraz muszę coś wybrać i zdecydować się na jakąś formę aktywnego wypoczynku a opcji nie brakuje.
Lubię sporty dynamiczne, celowe, praktyczne zawierające element przygody, podróży, poparte tradycją, filozofią i skupiające uprzejmych ludzi szanujących zasady sportu, klubu i członków grupy. No i efekty powinny być w miarę szybko (wiadomka :) ).
Na te potrzeby odpowiedziały mi chińskie sztuki walki.
Oprócz ładnej sylwetki nabywa się porządne kopnięcie i kawał dobrej literatury.
A dziewczyny takie jak Chloe Bruce czy Nikki Stanley inspirują i utrzymują moją zajawkę do takiej aktywności na wysokim poziomie.
Wielu dziewczynom wydaje się, że to typowo męski sport. No, mają rację bo wiele sztuk jest wymagających fizycznie i kontaktowych, choć nawet dla delikatnych niewiast znajdzie się coś odpowiedniego typu Tai Chi.
W sportach walki fascynuje mnie umiejętność kontroli nad ciałem i umysłem. Sama tego doświadczyłam na treningach pokonując kolejne, wewnętrzne bariery. Zdziwiłam się jak sprawność fizyczna podnosi poziom komfortu we własnym ciele. Jest to też sposób na wyrażenie siebie w formie, ruchu i ekspresji. Trochę jak taniec ale najpierw trzeba opanować kroki i wypracować odruchy.
Pozbieranie się z kanapy to pierwszy krok i potem.. wcale nie jest łatwiej ;) ale to też część treningu.
Motywacja pozwala zacząć ale to nawyk pozwala wytrwać.
Trenujmy więc każdego dnia :).
Show by Cloe Bruce ♥
W maju jak w raju.
Początek maja tchnął we mnie czystą energię.
Wyjechałam za miasto, gdzie na łonie natury wróciłam do korzeni i odzyskałam kontakt z samą sobą.
Codzienność, szczególnie w dużym mieście zagłusza ten podstawowy kanał komunikacji.
Na koniec dopisała pogoda więc wyższy poziom witaminy D w organizmie jest wyraźnie odczuwalny.
Lato przyszło na dobre.
Jako, że byliśmy w środku lasu, z dala od luster i spojrzeń takie sprawy jak makijaż odeszły w zapomnienie. To świetne uczucie kiedy można wyjść na dwór tylko po podstawowym zabiegu obmycia twarzy, ewentualnie wklepaniu jakiegoś kremu i wysuszyć włosy na słońcu. Tak chcę codziennie!
Po tych kilku dniach odpoczynku od cywilizacji głównie miejskiej wody i spalin czuję, że moja skóra odżyła. Dokładając do tego aktywność fizyczną oraz odrzutową dawkę endorfin czuję się doskonale. No i jestem już pewna, że chcę doprowadzić się do stanu naturalnego w najlepszej możliwej postaci.
Czuję też, że wiele przyczyn może leżeć w środku. Odżywianie się, tryb życia, kosmetyki, leki mają bardzo duży wpływ na stan naszej skóry. Nawet sprawność fizyczna i umysłowa nie pozostaje bez znaczenia.
Jesteśmy zamkniętym i skomplikowanym obiegiem tkanek, związków chemicznych i impulsów elektrycznych. Żyjemy tak samo jak trawa pod naszymi stopami i śpiewające ptaki. Możemy się smuć jak chmurka albo grzmieć jak burza. Jesteśmy częścią natury i jej obserwacja może dać nam cenne wskazówki jak dbać o siebie. Dotlenimy też nasze tkanki ;).
Od dłuższego czasu szukam sposób jak na osiągnięcie naturalnego wyglądu. Mam za sobą długi i bolesny epizod trądzikowy. Znienawidziłam puder i wszechobecne ślady które po sobie zostawiałam. Pudrowe odciski na stole, kierownicy, kubku... wszędzie. Okropne czasy. Marzyła mi się gładka cera i śmietnik dla tych wszystkich kosmetyków bez których nie mogłam wyjść z domu. Po kuracji retinoidami, której nie skończyłam ze względu na skutki uboczne, poprawiło się. Zostało jednak sporo blizn w okolicach żuchwy i na policzkach. Mam też sporo zaczerwienień i nierówny koloryt skóry. I pomyśleć, że jak byłam 15 - latką to uważałam się za pryszczatą. Och, głupia ja Kasia. To co mnie spotkało w wieku 25 lat było bez porównania.
W każdym razie, póki co, bo trądzik to ustrojstwo z którym nigdy nic nie wiadomo, mam możliwość odrzucić puder, przynajmniej w tak uderzających dawkach. Za tym idą inne kosmetyki bo jak się nałoży podkład to jest jak równia pochyła. Zaraz pojawia się cień, kredka, tusz, błyszczyk aby jakoś zrównoważyć tę maskę. W sumie byłam "tapeciarą" ale z konieczności - tak się usprawiedliwiam ;). Teraz póki jeszcze nie mam zmarszczek i siwych włosów chcę wrócić do naturalnych kolorów i wyglądu, a są sposoby i tricki aby rano wstawać i wyglądać jak świeża brzoskwinka. No dobra, niektórzy po prostu mają szczęście z tą brzoskwinką, ale jest do czego dążyć.
A jak osiwieję to sobie walnę platynowy blond. O! A póki co blond brązowo-myszasto-leśny :)
