Kawa z Sandrą, czyli o życiu, pracy i motywacji

Jak zapowiadałam wcześniej, rusza mini cykl "Kawa z ... Sandrą Bichl". 

Sandra przebojem zdobywa polski rynek usług szkoleniowo-doradczo-coachingowy. Można powiedzieć, że jest obywatelką przedsiębiorczości bo jej podejście kształtowało się w wielu miejscach na świcie. Widać to w jej podejściu do życia i pracy.  

Zapraszam na pierwszą kawę. 

Americano. Kawa z ekspresu przypomina smakiem kawę filtrowaną. Dolewa się do niej gorącą wodę, żeby rozcieńczyć porcję i jednocześnie zachować smak kawy z ekspresu"

Jak to się stało, że zdecydowałaś się na własny biznes?

Hmm, muszę pogrzebać w pamięci. Zaczęło się chyba od tego, że w 2003 roku wylądowałam po raz drugi w Ekwadorze. Pracowałam wtedy w firmie, która zajmowała się e-commerce. Miała bardzo proamerykańskie podejście, w stylu „ Yes, we can do it” i stańcie teraz na krzesłach (śmiech). Z jednej strony liznęłam taką amerykańską przedsiębiorczość, miałam dostęp do rewelacyjnych szkoleń sprzedażowych i marketingowych. Z drugiej zachęcali nas, aby samemu się rozwijać. Tak trafiłam między innymi na książki Roberta Kiyosakiego. Czytając te wszystkie rzeczy i słuchając tych wszystkich ludzi, stwierdziłam, że to chyba nie jest głupie, żeby mieć własną firmę.

Sandra Bichl

Kiedy i dlaczego przyjechałaś do Polski?


Po w sumie 3.5 roku w Ekwadorze zdecydowałam się na przyjazd do Polski. Chciałam poznać swoje korzenie, mieć kontakt z moją babcią, móc z nią w ogóle rozmawiać choć prawie nie mówiłam po polsku. Plan był taki, aby znaleźć tutaj pracę, obojętnie gdzie, obojętnie jaką. I tak wyszło, że skontaktowała się ze mną moja była szefowa. Zapytała „Sandra chcemy rozwinąć rekrutację prawniczą w Polsce, czy nie chciałabyś się tym zająć?” Tak po prostu. A jak tak „Hmm.. zastanowię się chwilę.. Ok. Tak chcę” (śmiech), więc w listopadzie 2005 byłam już w Polsce.


Czyli wszystko ułożyło się idealnie.


Tak jak chciałam. W nowej firmie założyłam działalność gospodarczą. Co prawda siedziałam w jakieś strukturze korporacyjnej, ale zarabiałam na siebie. Jednak po prawie dwóch latach, zdecydowałam podążyć za swoimi marzeniami z dzieciństwa i zacząć studiować fizykę (śmiech).


Tak? Fizyka jest świetna, a co na to Twoja szefowa?


Skontaktowałam się wtedy z nią i mówię, że idę na dzienne studia z fizyki. A ona na to: „Are you f*** kidding me?”. I Said: „No I’m not”. No i zaczęłam studiować fizykę. Dodatkowo uczyłam angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego. Ale mój polski nie był wystarczająco dobry, aby wytrwać na tych studiach. Po semestrze okazało się, że jednak muszę znaleźć jakiś pomysł na siebie. Przez kilka miesięcy trochę uczyłam i nie wiadomo było w którą stronę dalej pójść, bo plan był, aby studiować pięć lat fizykę. W końcu powiedziałam sobie ok - to co najchętniej bym zrobiła to wróciła do tego co wcześniej robiłam jeszcze w Ameryce Południowej, czyli do szkoleń. Chciałam zobaczyć czy w Polsce takie coś w ogóle jest potrzebne.

Praca idzie pełną parą.

Jakie były rezultaty?


Na początku kryzysu, czyli 2008 zdecydowałam, że zacznę robić otwarte szkolenia ze sprzedaży, marketingu i budowania relacji biznesowych. Wszyscy mówili: „Sandra, jest kryzys, w Polsce nikt nie chodzi na otwarte szkolenia, ciężko jest 10 osób zorganizować, jeszcze jak to będzie płatne to już w ogóle”, ale stwierdziłam, że i tak spróbuję. Strategia od początku była taka, aby przeprowadzić próbkę szkoleniową. Na pierwsze moje szkolenie otwarte przyszło 80 osób, wszyscy zapłacili, co prawda symboliczną kwotę, ale to zawsze coś. Na końcu powiedziałam, że zrobię cykl szkoleniowy i zdecydowało się 15 osób, które zapłaciły już normalną cenę. Tak się zaczęła ta cała działalność. Wszystko ewoluowało. W pewnym momencie zdecydowałam, że teraz jest czas żeby zatrudnić asystentkę. Nie było już żadnych wątpliwości, czy chcę mieć własną firmę czy wrócić do korporacji. Tam było dużo rzeczy które mi się nie podobały.


A co nie podobało Ci się w korporacji?


Nie ma tam żadnego poczucia prawdziwego zespołu i nie podoba mi się jak wynagradzani są pracownicy. To było dla mnie śmieszne. To co ja próbuje robić we wszystkich swoich firmach, to płacić o wiele więcej na ile to możliwe. Dla mnie osoba, którą się odpowiednio wynagradza, też jest odpowiednio inaczej zmotywowana. W korporacji jest tak, płace Ci mało, ale dużo od ciebie oczekuję, co dla mnie się gryzie. Nie mówię, że tak jest wszędzie – to tylko moje doświadczenie.


Masz trzy firmy, skąd bierzesz energię? Co daje Ci satysfakcję z pracy?


Wszystko co robię, czy to są Anioły Kariery, Internet Fit czy Troaching Institute, mnie to po prostu kręci. Uwielbiam to. Energię też czerpię z tego, że mam fantastyczny zespół, nie ma lepszego dla mnie. Pozytywnie się nawzajem nakręcamy. Dziewczyny które studiują mówią, że nie mogą się doczekać, kiedy będą mogły przyjść do biura.


To bardzo miłe.


To jest super i tak to powinno też być, więc czerpię energię z tego co robię merytorycznie, na pewno od zespołu i oczywiście kasa. Uwielbiam wystawiać faktury. Ja się cieszę kiedy widzę, że liczby idą do góry i mam jakąś rekordową sprzedaż, to mnie też kręci. Nie samo to, że są pieniądze, ale że się udaje, że jest progres i się rozwijamy. Rewelacyjne uczucie.


Co było dla Ciebie najcenniejszym doświadczeniem zawodowym?


Praca w Ameryce Południowej to była jedna wielka szkoła życia, biznesu i pracy. Tam nauczyłam się sprzedawać, być otwarta na ludzi. W międzyczasie miałam praktyki w Budapeszcie, ale pomimo, że były one bezpłatne, od początku byłam traktowana, jak pełno etatowy pracownik. Najcenniejszym doświadczeniem było to, ze pracowałam bezpośrednio z moją szefową, która pochodziła z USA. Miałam 18 lat, o czym ona chyba do końca nie wiedziała. Kupiłam wtedy pierwszy garnitur i chodziłam z nią na spotkania biznesowe z partnerami największych kancelarii międzynarodowych. Bardzo dużo się nauczyłam, bo od razu zostałam wrzucona na głęboką wodę. Amerykańskie podejście jest takie, że nikt nie patrzy na to ile masz lat, jakie studia, co potrafisz, jak sobie poradzisz, dostajesz więcej odpowiedzialności. U mnie znajdziesz asystentki, które mają średnio 21 lat. Dostają ode mnie szanse, bo ja wtedy jak byłam tak młoda, też taką dostałam. Mówię dziewczynom, że jak skończą studia, będą miały problem na rynku pracy, bo jak na wiek będą miały za duże doświadczenie, ale to już jest ich problem nie mój (śmiech).

"Fantastyczny zespół" skład reprezentuje Barbara, Anna i Sandra

Na TEDxWarsaw powiedziałaś, że trzeba być sobą i koncertować się na rozwoju swoich mocnych stron a nie słabych, dlaczego to jest ważne w pracy i przedsiębiorczości?


Każdy z nas ma jakieś talenty, właśnie mocne strony, predyspozycje, co oznacza, że jeżeli to robisz jesteś w tym lepszy niż inni. Zazwyczaj to co jest łatwe sprawia też przyjemność. Pytanie jest, po co marnować swoje życie skupiając się rzeczach, które nas frustrują i obniżają efektywność, bo są słabymi stronami, skoro te drugie przychodzą nam naturalnie?.


A bycie sobą?


Bycie sobą pozwala mi na to, żebym nie musiała nikogo udawać. Ja ze wszystkimi tak samo rozmawiam, dla mnie to nie ma znaczenia czy jest to osoba na pierwszym roku studiów czy jakiś pan prezes. I don't care. Albo ktoś mnie akceptuje albo nie. I tak długo jak się jest właśnie sobą, to jesteś w firmie i wśród ludzi, gdzie twoja osobowość może być swobodna. Ważne jeszcze aby być naiwnym.


To znaczy?


Od kiedy świadomie poruszam się po tym świecie, zawsze miałam takie podejście. Kiedy widziałam że ktoś coś robi to wychodziłam z założenia, że skoro, on to potrafi to ja też. Gdy miałam 15 lat, do naszej szkoły przyjechała dziewczyna z Włoch na wymianę. Stwierdziłam: „hej fajnie, ona przyjechała do Austrii, to ja też bym chciała wyjechać”. Zapytałam jak to zrobiła, dostałam numer i rok później wyjechałam do Ekwadoru. I to jest takie świadome, wyuczone ale „naiwne” podejście. Nie patrzę w ogóle na te wszystkie negatywne przypadki wokół.



Ale czy takiej naiwności nie wytraca się z wiekiem?


Dlatego powiedziałam wyuczona. Jeżeli statystyczne przypadki wokół mówią, że jakieś przedsięwzięcie ma 10% szans na powodzenie to mi wystarczy. To jest takie świadome ignorowanie wszystkich negatywnych okoliczności. Jeżeli jest jakiś pozytywny przykład, ze komuś się udało, to czemu miałoby mi się nie udać? Oczywiście z wiekiem pojawiają się pewnie ograniczenia, ale tak długo jak stosuje to podejście to mi się udaje. Tylko trzeba trzymać się tego.


To bardzo budujące, dziękuję za rozmowę i kawę :).


Dla Kasi, Sandra Bichl

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Napisz :)

heyladiesblog[at]gmail.com

Twitter Updates

Meet The Author

:)